Maciej Nosówka Maciej Nosówka
972
BLOG

Wspólny front walki z teatrem

Maciej Nosówka Maciej Nosówka Kultura Obserwuj notkę 114

Sztuka musi budzić emocje, które mogą dzielić. Ale emocje mogą również łączyć. Z pewnością robi to wspólna nienawiść przez sztukę sprowokowana. Sztuka i nienawiść? Michał Anioł Buonarroti, Wolfgang Amadeusz Mozart, Claude Monet... Gdzie jest miejsce na nienawiść? Niestety jest go całkiem sporo. Michał Anioł podobno z wzajemnością nienawidził Leonarda da Vinci a fanom Puszkina i Formana nie trzeba wyjaśniać, że nie wszyscy kochali Mozarta. Pół biedy jednak, jeśli za krytykę sztuki brali się artyści. Monet doświadczył już niechęci tłumów. W 1875 roku podjęta wspólnie z Renoirem, Morisot i Sisleyem próba sprzedaży obrazów zakończyła się antyimpresjonistycznym wystąpieniem i interwencją policji. 55 lat później Le Figaro nazwał Złoty wiek Luisa Buñuela bolszewickim esejem a francuscy "patrioci" doprowadzili do zakazu wyświetlania filmu. Sami bolszewicy toczyli wówczas wojnę nie tylko ze sztuką sakralną. Stalin ogłosił "przebudowę frontu sztuki" a jej ofiarą padł m.in. autor innego Złotego wieku, który miał premierę w tym samym 1930 roku - Dymitr Szostakowicz. 

Skąd ta agresja wobec sztuki? Czy wystarczą kompleksy - bo ja nie umiem, bo nie rozumiem, bo czuję się gorszy? Totalitarnym zbawcom świata z prawej i lewej strony ta frustracja wystarczała, żeby podbić pół Europy. Dzisiejsi islamiści na razie bardziej skupiają się na niszczeniu a ich ofiarami stają się bezcenne zabytki. Bo symbolizują inną religię i inne wartości. 

W Polsce tego typu działania koncentrują się głównie wokół kina i teatru. Kino zawsze było cennym narzędziem propagandy. Ale dlaczego teatr? Jan Englert stwierdził, że teatr jest najcenniejszą ze sztuk, bo jest najbardziej ulotny i trwa tylko tak długo, jak długo trwa przedstawienie. Czy taka efemeryda może być wrogiem ludzi niezłomnie budujących tysiącletnią rzeczpospolitą? Nie mogłaby, gdyby rzeczywiście budowano coś trwałego. Ale politycy dobrze wiedzą, że walka toczy się o teraźniejszość. Najwybitniejsi wizjonerzy wśród nich nie sięgają wyobraźnią nawet do kolejnych wyborów. Dlatego KOD budzi takie emocje w każdej partii. Poza tym teatru nie można reinterpretować, nie można spektaklu przepasać białoczerwoną wstęgą, żeby udawał Wawrzyńca Pruskiego ani usunięciem niewygodnego symbolu kazać chwalić mu wolność zamiast zwycięstwa Armii Czerwonej. Ludzie, którzy chodzą do teatru, wiedzą, co widzieli i dzięki temu stają się silniejsi. Ale jednocześnie teatr jest bezbronny wobec zagrożenia z zewnątrz. Łatwo przekonać ludzi, którzy do teatru nie chodzą, że dzieją się w nim jakieś bezeceństwa, które ich obrażają. I ludzie pójdą z barwami swoich klubów piłkarskich i z różańcami blokować, pluć i lżyć. Bo głupota potrzebuje takich właśnie środków wyrazu. To oczywiście może nie wystarczyć. Potrzebny jest sukces. Najlepiej odebrać pieniądze i sprawę nagłośnić. 

Na Teatr Polski w Bydgoszczy atak jako pierwsza przypuściła posłanka Anna Sobecka. Wysokie kompetencje osiągnęła dzięki pracy w Radiu Maryja i szpitalu zakaźnym. Dlatego, trzeba jej wierzyć, kiedy mówi, że stylizowana na poród scena wyciągnięcia z waginy flagi państwowej obraża Polaków i miliony katolików. Nikt nie dostrzegł tego podczas wiedeńskiej premiery spektaklu Naše nasilje i vaše nasilje w maju bieżącego roku. Tutaj jest inaczej, bo wiadomo - kobieta ma rodzić dzieci a nie coś symbolizować. Z pomocą przyszedł jej oczywiście, minister Robert Gliński, który nawet w oczach własnego brata jest idiotą. To wszystko można jeszcze zrozumieć. Okazało się jednak, że we wspólnym froncie stanął kolejny autorytet - marszałek województwa kujawsko-pomorskiego Piotr Całbecki, który stwierdził, że międzynarodowy festiwal, podczas którego zaprezentowano spektakl, stoi na żenująco niskim poziomie i szerzy nienawiść a w związku z tym Teatr Polski nie zasługuje na żadne dofinansowanie. Być może Całbecki myśli o porzuceniu PO na rzecz PiS a być może chce subwencje przenieść z Bydgoszczy do swojego rodzinnego Torunia. Nikt nawet nie próbuje wyjaśnić, skąd u dawnego asystenta technologa kwalifikacje do oceny poziomu festiwalu. Bo kwalifikacje w naszym państwie zdobywa się w partii. Czy czegoś to nie przypomina? Ale nam to nie przeszkadza. Niedouczeni działacze partyjni już tak długo udają znawców gospodarki, kultury, wojskowości i dyplomacji, że uważamy ten stan za zupełnie normalny. Dlatego folwarczne typy pokroju Sobeckiej czy Całbeckiego już zawsze będą zawłaszczać państwo i decydować o tym, co możemy oglądać, gdzie możemy się leczyć i kiedy możemy robić zakupy. Jakim narodem mogą rządzić idioci?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura